Gunetka
Dołączył: 17 Sie 2006
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Czw 21:48, 17 Sie 2006 Temat postu: CHILLOUT |
|
|
Chillout (z ang. wyluzuj, nie przejmuj się) to określenie, które pojawiło się w amerykańskim slangu lat 80. Opisywano nim uczucie wyzwalania się ze stresowego napięcia i emocjonalnego zaangażowania. Oznacza stan relaksu, psychicznego i fizycznego luzu...
Z początkami chillout rooms nierozerwalnie związana jest muzyka ambient, wykreowana pod koniec lat 70. przez Briana Eno (album "Music For Airports") oraz osoba Alexa Pattersona aka ORB. Ten zdolny realizator dĄwięku pracował w wytwórni EG Records, należącej do Eno. Zafascynowany brzmieniami ambientu (kontemplacyjnej muzyki tła i przestrzeni, pozbawionej rytmu), zapragnął przeszczepić go do muzyki elektronicznej. W 1989 roku wymyślił koncepcję "chillout launch". Był to specjalny pokój w londyńskim klubie Landz Of Oz, gdzie podczas acidowych party Paula Oaklanda, grało się tylko ambient. Patterson razem z póĄniejszym członkiem KLF, Jimem Cauty, miksował nagrania Kraftwerk, Briana Eno, Harolda Budda, Steve'a Roacha, Klausa Schulze i Tangerine Dream ze śpiewem ptaków, fragmentami audycji radiowych, szumami eteru i trybalnymi chórami. Wkrótce dokonał pionierskiego nagrania elektronicznego ambientu - 30-minutowego singla "A Huge Ever Growing Pulsating Brain Than Rules >From The Centre Of The Ultraworld" jako The Orb. Nazwa gatunku relaksacyjnej muzyki klubowej przyjęła się za sprawą kultowego albumu KLF "Chill Out" z 1993 roku.
Chillout rooms bardzo dobrze sprawdziły się podczas angielskich rave parties. Clubbersi, zatopieni w szaleńczym tańcu, udawali się tam podczas finałowego kopnięcia extasy. Szukali spokojnej, ciepłej atmosfery, sympatycznej i bezpiecznej przestrzeni, gdzie mogliby odreagować pośród podobnie nastawionych ludzi.
Dzisiaj żaden lokal nie może nosić miana klubu, jeśli nie ma w nim wydzielonego obszaru chilloutu. Uciekamy do niego, aby zrelaksować się po wyczerpujących pląsach na dancefloorze. Możemy zatonąć w głębokich sofach, poturlać się po podłodze, przytulić się do siebie, a nawet zakosztować odrobiny seksu. W londyńskich (i nie tylko) klubach są do tego celu specjalne dark rooms.
Chillout jak najbardziej nadaje się do nawiązywania kontaktów towarzyskich. Preferowane jest miłe zachowanie, uprzejmość, grzeczność i wyrozumiałość, czyli to co Anglicy nazywają "socjalizacją". Nic nie powinno dziwić i stanowić pretekstu do ośmieszania. Peace, love, easy. Chyba, że ktoś pomylił imprezy. Możemy usiąść przy barze, ale polecamy uzupełnianie ubytków płynu podczas tańca, czystą wodą sodową. Jeśli używamy dopalaczy, ok. 500 ml wody na godzinę skakania. Zresztą w dobrym chilloucie powinny być ustawione baniaki z darmową Ąródlaną wodą. Dodatkowo możemy zaserwować sobie jakiegoś energy drinka, sok owocowy lub lekkiego drinka z alkoholem. Albo dobre piwo. Jednak bez przesady. Do klubu przychodzi się przecież potańczyć. Najistotniejszym elementem atmosfery chilloutu jest odpowiednio dobrana muzyka. Musi być miękka, przestrzenna, uspokajająca umysł. Musi przynosić dobry nastrój i odświeżać. Absolutny relaks psychiczny i fizyczny. Głęboki oddech przed powtórną integracją z ludĄmi na dancefloorze. W warszawskiej Piekarni fani chillout roomów odpoczywają w pokoju, którego klimat inspirowany jest "Baśniami tysiąca i jednej nocy" i zasadami Feng Shui. W Centralnym Domu Qltury, chillout to zaimprowizowany kącik w sali na piętrze. Stare łóżko, choć małe, pomaga zebrać siły. Gdy na dole didżeje dają czadu, na pięterku zwykle jest spokojnie.
Tekst przepisany ze strony Magazyn Laif - zachęcam do czytania !!!
Przygodę z chilloutem można rozpocząć od wspaniałych składanek Cafe del mar - obecnie 12 części.
Post został pochwalony 0 razy
|
|